Etykiety

2017-10-16

Weekendy w domu, czy w akademiku?

Hej Kochani,
Witam Was w kolejnym poście.
Post ten miał aię pojawić na blogu tydzień temu, więc przepraszam za opóźnienie.
Będzie on o tym samym, co miał być.
Tak więc już nie przeciągam i zapraszam do czytania.
Studia w innym mieście jak wiadomo wiążą się z jedną bardzo oczywistą sprawą, a mianowicie chodzi o weekendy.
W ubiegły piątek pierwszy raz wróciłam do domu na dwa dni.
Tak się złożyło, że akurat mój tata jechał z Warszawy do domu.
Dodatkowo miałam przełożone ćwiczenia na wcześniejszą godzinę i miałam wolne już o 12.
Przed wyjazdem powyjadałam z lodówki wszystko to, co mogłoby się zepsuć.
Posprzątałam w pokoju i spakowałam walizkę.
W czwartek myślałam, że pojadę z plecakiem, ale jak przygotowałam wszystko do spakowania, to musiałam wziąć walizkę.
W domu nie było jeszcze tylko mamy, a kot został porządnie wymiętoszony.
Mam wrażenie, że rodzina pomyślała, że ja nic nie jadłam w ciągu tygodnia.
A to dlatego, że najpierw zjadłam 3 jajka, potem talerz frytek i jeszcze jakieś kanapki.
To był jakiś nagły głód, bo moje studiowanie nie przypomina tego stereotypowego, gdzie student je mało i tylko parówki z czajnika.
Jeszcze żadnych parówek nie jadłam.
Zabrałam ze sobą do domu kilka zeszytów i notatki do przepisania, bo miałam zamiar się pouczyć.
Niestety słabo to wyszło, czas bardzo szybko upłynął.
Notatki udało mi się przepisać dopiero w pociągu do Warszawy.
Chociaż w sumie pracę domową z chemii, którą chciałam zrobić w domu, robiłam w niedzielę wieczorem, czyli już w akademiku.
Przynajmniej w sobotę mogłam się wyspać w swoim łóżku.
Jeden weekend spędziłam w Warszawie, drugi w domu.
Patrząc z okna w akademiku, na przeciwko nie było już tyle pozapalanych świateł, co w ciągu tygodnia.
A w domu była rodzina.
Jeszcze jedną wielką różnicą jest liczba schodów pokonywanych w ciągu dnia.
W domu mam ich 14, ale bez potrzeby nie schodzę na dół.
W akademiku każdemu wyjściu na uczelnię, czy do sklepu towarzyszą 72 schody.
Przy schodzeniu jest łatwo, ale jak trzeba wejść na te czwarte piętro z większymi zakupami, to się wszystkiego odechciewa.
No cóż, przynajmniej wyćwiczę sobie jakieś mięśnie, a potem na nogach będą wystawać żyły :)
Właśnie, wspomniałam o zakupach.
Polecam aplikację Qpony, w której znaleźć można kupony rabatowe i gazetki sklepów.
Za każdym razem jak mam iść po zakupy, patrzę na oferty promocyjne i w ten sposób wybieram, do którego sklepu pójdę.
W pobliżu mam (z tego co wiem) takie sklepy jak: Biedronka, Intermarche, Piotr i Paweł, E.Leclerc i Żabka.
No to jak już wyszliśmy z kampusu, to serdecznie polecam takie coś jak Kumpir&Kebab.
Knajpka mieści się na ul. KEN, ale gdzie dokładnie, to nie potrafię wytłumaczyć.
Ja jadłam tam dwa razy jednego kebaba.
Zwie się chyba Kebab Box, można wybrać rodzaj mięsa i sos, a także czy w środku mają być frytki, czy coś innego.
Moja ulubiona wersja jest z kurczakiem, sosem łagodnym i frytkami.
Za pierwszym razem wzięłam to na wynos i pudełko było zapełbione w 4/5.
Natomiast za drugim razem jadłam na miejscu i pudełko było wypełnione na maxa.
Oczywiście niektórzy zamawiają na miejscu, a wychodzą.
Pewnie robią tak ze względu na ilość żarełka.
W sumie następnym razem chyba też tak zrobię.
Co do poznawania Warszawy, to post może pojawi się w następny weekend, bo wtedy nie wracam do domu.
I tak postanowiłam, że pochodzę i pojeżdżę po stolicy.
Może akurat trafię na coś ciekawego.
A może wiecie o jakimś wydarzeniu i chcielibyście się podzielić?
Albo chociaż coś ciekawego do zwiedzenia?
Za wszystko dziękuję.
A najbliższy post będzie o oczątkach studiowania.
Mam nadzieję, że ten post Wam się spodobał.
Jeżeli macie jakieś pytania, to zapraszam do komentowania.
Życzę miłego weekendu.
Pozdrawiam
Nicki

2017-10-05

Studenckie all-in-one

Hej Kochani,
Witam Was w kolejnym poście.
Dzisiaj będzie pierwszy post, który piszę jako studentka.
I o studiach będzie.
Pewnie myślicie teraz, co ja tam wiem o studiach.
No właśnie mało, ale poznaję to nowe życie.
I tak oto jestem właśnie po dwóch dniach zajęć.
Wczoraj miałam 2 ćwiczenia, a dzisiaj 4 wykłady.
Wczoraj wpadłam na bardzo ciekawy (tak uważam) pomysł.
Już wiem, że na ćwiczeniach się sporo pisze.
I po to studenci noszą zeszyty.
Wczoraj miałam ze sobą jeden zeszyt i teczkę z białymi kartkami.
Oczywiście, przepiszę w weekend wszystko z kartek do zeszytu (z chemią nie ma żartów).
Co wieczorem wykombinowałam? Że na dzisiejsze wykłady wezmę tylko teczkę.
Za to w tej teczce będę miała wszystko, co potrzebne - kartki, długopisy, linijka i gumka (jakby mi się nudziło).
I powiem Wam, że to świetne rozwiązanie.
Mając notatki na kartkach macie łatwiej.
Np. jadąc gdzieś, nie musicie targać wszystkich zeszytów, tylko kilka kartek.
Oczywiście to zależy też od przedmiotu, ile będzie pisania itp.
Na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć moje studenckie all-in-one, a także część notatek z pierwszych ćwiczeń z chemii.
Jeżeli chcecie jakiś specjalny post związany np. z akademikiem, chętnie wysłucham propozycji.
Jestem tu, żeby sobie i Wam pomagać.
Mam nadzieję, że ten choć krótki, to jakże inny post okazał się interesujący.
Życzę miłego dnia.
Pozdrawiam
Nicki