Etykiety

2018-01-31

Sesja bez spiny

Hej Kochani,
Witam Was w kolejnym poście.
Kilka informacji studenckich (z sesji wzięte):
Nie zaliczyłam ćwiczeń z chemii, więc musiałam napisać wyjściówkę.
Trzeba było dostać minimum 16 punktów - uzyskałam 12,5.
W drugim terminie trzeba było dostać minimum 11 punktów - uzyskałam 15 (I love chemia).
I myślałam, że egzamin będę mogła pisać dopiero w drugim terminie.
Bum! Pisałam wczoraj, czyli w pierwszym terminie.
Czeka mnie jeszcze jeden egzamin, a ocen żadnych nie ma.
Najgorsze jest zdecydowanie oczekiwanie na oceny, bo nie wiesz, czy musisz poprawiać, czy masz już ferie.
Studenci!
Pamiętajmy o najważniejszym w razie niezaliczenia:
Bez spiny, są drugie terminy.
Jednak nie trzymajmy się tej zasady i pozaliczajmy wszystko jak najszybciej.
Miłej nauki.
Pozdrawiam
Nicki

2018-01-22

Dreamcatcher

Hej Kochani,
Witam Was w kolejnym poście z serii Pyssla.
Nawet ja się już za nią stęskniłam.
Ostatnio naprawdę dużo szukaliście pomysłów u mnie na blogu.
Jest mi naprawdę miło.
Dzisiaj przygotowałam (w końcu) coś nie z bajki.
Jest to dreamcatcher.
Czemu nie łapacz snów?
Angielska nazwa jest częściej spotykana i używana przez większość Polaków.
Prawda, że dziwne?
A dlaczego akurat to?
Nie mam pojęcia. W dodatku chyba zgubiłam jedną część.
Oczywiście na razie są to tylko elementy, do gotowego produktu jeszcze daleko.
Zapraszam do obejrzenia zdjęć.
Tak, wiem. Nie wyczyściłam tego z papieru :)
Życzę miłego dnia.
Pozdrawiam
Nicki


2018-01-18

WOŚP 2018

Hej Kochani,
Witam Was w kolejnym poście.
Kiedy pierwszy raz pomyślałam o tym poście, miał się zacząć tak: jutro będzie kolejny finał WOŚP.
Potem chciałam go napisać w poniedziałek.
Miałam dużą gorączkę i do dzisiaj nie byłam pewna jaki jest dzień tygodnia.
W końcu kawałek mózgu powrócił, a z nim ja.
Tak więc będzie to opóźniony post o finale WOŚP.
Jak dobrze wiadomo, był to 26 finał.
A także 13 bieg Policz się z cukrzycą.
Na bieg zapisałam się już pierwszego dnia zapisów.
Dopiero niedawno policzyłam, że to mój 8 bieg, czyli dystans maratoński.
Bla bla bla...
Pakiety startowe można było odbierać przez tydzień.
No i pomyślałam, że odbiorę swój pakiet kilka dni przed biegiem.
W poniedziałek miałam tylko ćwiczenia z informatyki i zaraz po nich poszłam do metra.
Na szczęście bez problemu trafiłam na miejsce.
Weszłam do sklepu tuż za małzeństwem, które także przyszło odebrać swoje pakiety.
W głębi duszy chciałam mieć numer jakoś związany z 23.
Dlatego po podpisaniu jakiegoś papieru spytałam o taką możliwość.
Miła pani, która mnie obsługiwała, zgodziła się poszukać.
I wiecie co?
W tamtej chwili uczyniła mój dzień bardzo dobrym.
Znalazła numer 2323.
I wtedy już wiedziałam w jakiej bluzie będę biec.
Oczywiście z numerem 23.
W piątek albo sobotę pojechałam do centrum, bo do biegu brakowało mi tylko spodni.
I kupiłam legginsy. Z numerem 23.
To jeszcze nie jest szaleństwo.
To po prostu moja ulubiona liczba.
Jeżeli śledzicie mojego Instagrama, to już widzieliście ten zwariowany zestaw.
Jeżeli nie, to spokojnie, zdjęcia znajdują się niżej.
Organizatorzy podali informację, że bueg wynosi ok.5 km.
Bo właśnie - około.
Rzeczywista długość wynosi 5,8 km.
Polecam wszystkim uczestnictwo w tym biegu w przyszłym roku i kolejnych latach.
Pomożecie innym i sobie.
Po drodze można się pośmiać, pozwiedzać, spalić prawie 400 kcal.
Polecam :)
Po raz drugi udało mi się przebiec całość bez żadnego zatrzymania czy chodzenia.
Jak na brak w-fu od marca to chyba dobrze.
Na mecie czekał medal, Powerade, sok pomidorowy i kefir bez laktozy.
Można było potem także udać się na barszczyk.
Dzień był bardzo udany.
No i pierwszy raz (który pamiętam) widziałam światełko do nieba.
Myślałam, że to ze sceny ktoś wypuszcza fajerwerki.
A tu takie zaskoczenie.
Najbliższy post będzoe z pracą Pyssla.
Już teraz Was na niego zapraszam.
Powinien pojawić się pod koniec tygodnia.
Życzę miłego dnia.
Pozdrawiam
Nicki





2018-01-13

Booklista, czyli co udało mi się przeczytać w roku 2017

Hej Kochani,
Witam Was w kolejnym poście.
Tak jak zapowiadałam, dzisiaj będzie post o książkach, które przeczytałam w 2017 roku.
Raczej do tego posta nie musicie robić sobie kawy czy herbaty, bo będzie on krótki.
Za to możecie wziąć notatnik/kartkę i zapisać sobie tytuły, bo w środku są sekrety, które są warte odkrycia.
No to zaczynamy:

Agatha Christie - "Dwanaście prac Herkulesa"
Książkę dostałam od przyjaciółki na urodziny.
Doskonale wiedziała, że nie lubiłam czytać książek, a tym bardziej mitologii.
Dlatego na początku odkładałam czytanie tej książki.
Pomimo dużej ilości wolnego czasu - nie sięgnęłam po nią.
Sprawa się rozwiązała, gdy pakowałam się na Majorkę.
Pomyślałam, że jak będę na plaży, to chociaż porobię coś pożytecznego.
Dałam do wyboru dla brata trzy książki, z których wybrał tą.
Wzięłam ją, pomimo iż wolałam dwie pozostałe.
Ale tak sobie pomyślałam, że może będzie jakieś fajne morderstwo lub coś śmiesznego.
Zaczęłam ją czytać nie na plaży, tylko przy basenie.
Na początku jakoś nie szło, ale nie chciałam marnować czasu na siedzenie z telefonem.
Przeczytałam dosłownie kilka stron i koniec.
Kolejnego dnia na plaży przeczytałam kolejne kilka stron.
I myślałam, że to już będzie koniec.
Kolejnego dnia przy basenie znowu przeczytałam kilka stron, ale tym razem już więcej.
I takimi "skokami" doszłam do połowy książki
Dwa dni przed końcem wycieczki ledwo żyłam.
Byłam cała spieczona od słońca i najadłam się lodów na obiad.
Całą rodziną poszliśmy odpocząć.
I wtedy przyszedł mi do głowy genialny pomysł, dzięki któremu ten dzień był najlepszy.
O godzinie 16 wzięłam tę książkę i poszłam do baru.
Dlaczego? Bo tam była klimatyzacja, a mi było ciągle gorąco.
W dodatku bracia w pokoju woleli oglądać telewizję niż dać mi ciszę do czytania.
Cisza... Przecież w barze jest głośno.
Pomyślałam o tym dopiero wtedy, jak zeszłam po schodach.
Usiadłam przy stoliku na samym końcu i zaczęłam czytać.
Wtedy akurat za barem stał "murzynek", który nie puszczał muzyki.
No i tak sobie siedziałam i czytałam.
O 17 przyszedł inny barman, który puszczał muzykę (w sumie jako jedyny).
Ale jakoś mi to szczególnie nie przeszkadzało.
I dalej siedziałam i czytałam.
Dopiero SMS od mojego taty oderwał mnie od książki.
SMS o 19.
To była moja najdłuższa "sesja czytelnicza".
Jednak postanowiłam dokończyć książkę.
I tak około 19:30 mogłam iść na kolację.
Byłam taka szczęśliwa, że udało mi się to przeczytać, że znowu opchałam się lodami.
Co najważniejsze - książka nie jest zła.
Posiada śmieszne fragmenty, m.in. o wrednych Polkach.
Jako że mitologia jest mi obca, to trochę nie rozumiałam tekstu, ale mam nadzieję, że to nie były istotne informacje.
Pierwsza książka o Herkulesie Poirot już za mną.
Kto wie, może niedługo będzie kolejna.

Colleen Hoover - "Maybe Someday"
I tu uwaga!
Tę książkę kupiłam sobie sama.
Zanim przeczytałam poprzednią, co było trochę za szybko.
Coś jakby mi się przestawiło w mózgu i zachęciło do czytania wszystkiego na raz.
Do chwili obecnej jest to moja ulubiona książka.
Wszystko przez jeden mały, ale jakże istotny szczegół, którego Wam nie wyjawię.
Miejcie niespodziankę tak jak ja.
I kiedy te coś wyszło na jaw, popłakałam się i powiedziałam: nieeeee.
Książka może i jest potem przewidywalna, ale i tak nie wiecie co się stanie.
Nawet nie wiem, jak szybko ją przeczytałam.
Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. Bo o to chyba właśnie chodzi.
W książce są fajnie wkomponowane teksty piosenek: w oryginale (po angielsku) i dodatkowo z tyłu po polsku.
Po zeskanowaniu kodu, który znajduje się na okładce (?) można także wysłuchać tych piosenek i pobawić się w karaoke.
To była pierwsza i na pewno nie ostatnia książka  tej autorki.
Już mam nawet kolejny typ...

Cecelia Ahern - "Love, Rosie"
Jak tylko zobaczyłam tą książke na półce, przypomniał mi się film.
A ja jako początkujący "smakosz" zapragnęłam porównać film z książką.
I takim oto sposobem tą książkę też kupiłam sobie sama.
QAkurat znalazłam wersję kieszonkową, idealną na podróże.
Chociaż teraz jak tak myślę, to książki w normalnej wersji też się nadają na podróże, o ile jest na nie miejsce w bagażu.
Nie mogłam się doczekać, aż zacznę ją czytać.
No i wreszcie się udało. W pociągu.
Nie przeczytałam wtedy bardzo dużo, ale były to śmieszne fragmenty, przez które kilka razy wybuchłam śmiechem.
Za każdym razem jak jechałam pociągiem, miałam książkę ze sobą.
Nie zawsze jednak udawało mi się coś przeczytać, bo tu trzeba się pouczyć, a tu coś przepisać...
Kilka razy czytałam, nadszedł grudzień.
Wszędzie totalny zapiernicz, książka cały czas na parapecie.
Dopiero w czasie świąt pomyślałam, że fajnie by było skończyć ją czytać w tym roku.
I tak usiadłam któregoś dnia i przeczytałam 200 stron. Dla mnie to i tak dużo.
Na deser obejrzałam jeszcze film.
I wiecie co?
Zdecydowanie wolę książkę.
Wiadomo, że zawsze coś się wytnie, ale żeby aż tak pozmieniać informacje!? Nie spodziewałam się.
Dlatego podczas czytania dosłownie co chwila byłam zdziwiona, bo nie kojarzyłam czegoś takiego z filmu.
Jedyne co uważam za lepsze w filmie to końcówka.
Bohaterowie nie musieli czekać kolejnych kilkanaście lat.
Naprawdę szkoda, że film opowiada krótszą historię, która jest dodatkowo streszczeniem.

Właśnie mi się przypomniało, że jeszcze przeczytałam (a także obejrzałam) "Zanim się pojawiłeś".
Aczkolwiek było to w wersji elektronicznej, więc nie wrzucę tego do moich "osiągnięć".
To był bardziej czytelniczy rok niż się spodziewałam.
Dziękuję, że dotrwaliście do końca.
Mam nadzięję, że troszkę zachęciłam Was do zapoznania się z tymi książkami.
Życzę miłego dnia.
Pozdrawiam
Nicki

2018-01-04

Jak wszyscy to i ja - krótkie statystyki

Hej Kochani,
Witam Was w kolejnym poście.
Skoro wszyscy wrzucają teraz podsumowania swojego blogerskiego roku, to ja też. A co...
Dlatego dzisiaj będą bardzo krótkie statystyki.
I wiecie co? Pomimo mojej przerwy w pisaniu, to nie był zły rok dla bloga.
Może w przedstawionych przeze mnie statystykach tego w 100% nie widać, ale ja wiem.
Czas na statystyki:
50 postów
4969 wyświetleń
2 obserwatorów
Do tego dochodzi jeszcze "tabelka" z krajami, której nie mogłam tu zamieścić.
Jednak chodzi o to, że coraz więcej osób odwiedzających znajduje się poza Polską.
Dziękuję Wam, że tu zaglądacie.
Może niedługo zrobię coś nowego do serii Pyssla, bo widziałam spore zainteresowanie tym tematem.
A okazja jakaś na pewno się znajdzie.
Już teraz zapraszam Was na najbliższy post, w którym napiszę o przeczytanych książkach w 2017 roku :)
Życzę miłego dnia.
Pozdrawiam
Nicki

2018-01-02

Wyścig szczurów

Hej Kochani,
Witam Was w pierwszym poście w 2018 roku.
Mam nadzieję, że dobrze zakończyliście stary i rozpoczęliście nowy rok.
Zapraszam Was na post, który będzie dotyczył przełomu tych lat.
Już po świętach można było zaobserwować pewną rzecz: w sferze blogowej roiło się od postów o tematyce książkowej.
Teraz jest ich o wiele więcej.
O co w tym chodzi? Nie wiem dokładnie.
Jest coraz mniej osób, które czytają normalne (papierowe) książki.
Jednakże nie liczy się ilość przeczytanych książek, lecz jakość.
Chyba 30 grudnia zobaczyłam, że jedna blogerka zamieściła post z krótkimi recenzjami wszystkich przeczytanych książek w 2017 roku.
Było ich prawie 80.
Nie zagłębiałam się, jakie to były książki, jednak wow.
Słyszałam o książkowych wyzwaniach, ale było tam najwięcej 50 książek.
Jednak to jest mało, gdyż wczoraj kolejna osoba wrzuciła post, w którym zrecenzowała ponad 120 książek.
Podziwiam ludzi, którzy tak dużo czytają i to z własnej woli i chęci.
Na początku przypomniało mi to wyścig szczurów, bo każda kolejna osoba pisała o większej ilości książek.
Ja nienawidziłam czytać lektur. O innych książkach nawet nie myślałam.
To była zdecydowanie najgorsza strona szkoły.
Dopiero w drugiej klasie liceum polubiłam czytanie lektur. Pewnie dlatego, że było ich ponad 10 i trzeba było je przeczytać (dla własnego dobra na maturze).
Oczywiście na maturach nic mi się nie przydało, z wyjątkiem Lalki na maturze pisemnej.
Pomiędzy lekturami czytałam opowiadania na Wattpadzie.
Nawet robiłam listę z przeczytanymi tytułami, żeby nie czytać dwa razy tego samego, co niestety kilka razy się zdarzyło.
To tylko potwierdziło, że czytałam głównie bez zrozumienia i na odwal.
Jednakże kilka opowiadań pamiętam doskonale do dziś.
Ale to było jeszcze w 2016, czyli się nie liczy.
Z resztą, do przeczytanych książek zaliczam tylko i wyłącznie papierowe, przeczytane w 100% i z własnej woli.
I takim sposobem w 2017 przeczytałam 3 książki.
Ilość nie porywa? Mnie owszem.
Dla mnie to dużo, chociaż dopiero pod koniec roku odkryłam swoje czytelnicze możliwości.
A nie, w sumie pod koniec sierpnia też.
O moich przeczytanych książkach będzie jeden z kolejnych postów.
Ale już dziś mam dla Was zadanie.
Co prawda mam swoją listę książek, które chciałabym przeczytać, ale została w domu.
Może pomoglibyście mi z dokonaniem wyboru kolejnych tytułów?
Byłabym bardzo wdzięczna.
Z góry dziękuję za pomoc. I że zaczynacie ze mną kolejny rok.
Życzę miłego dnia.
Pozdrawiam
Nicki