Etykiety

2017-08-10

Teoria? Praktyka? A może się poddałam?

Hej Kochani,
Witam Was w kolejnym poście.
Po tytule można przewidzieć, że będzie on znowu o prawie jazdy.
No i to prawda, więc zapraszam.
Jak wiadomo skończyłam teorię. To było w środę (26.07).
W poniedziałek (31.07) zdobyłam z biura numer do mojego instruktora, do którego zadzwoniłam po południu.
Niestety okazał się, że pierwszy wolny termin ma w poniedziałek 14.08.
No i na tym stanęło.
Więc miałam dwa caluśkie tygodnie do pierwszej jazdy.
Z każdym kolejnym dniem myślałam jak już blisko.
Na szczęście dni szybko mijały, szczególnie weekend.
Nadszedł poniedziałek (7.08), miałam nastawiony budzik na 7:45.
Dlaczego? Nie pamiętam.
Moja mama akurat miała na późniejszą godzinę do pracy i wstała tak jak ja.
Jak to zwykle rano, zaraz po wstaniu zrobiłam fryzurkę, żeby włosy mi do wszystkiego nie leciały.
Wpuściłam kota do domu, nakarmiłam i pomiziałam przed snem.
Krzątałam się po domu, żeby mama miała wolną kuchnię, by w spokoju zjeść śniadanie.
Kiedy już poszła się szykować, zrobiłam sobie śniadanie, które powoli zaczęłam jeść. Była godzina 9:03.
I jak już wsadzałam do buzi ostatni kawałek kanapki, usłyszałam wibrację mojego telefonu.
No to pobiegłam z tą kanapką w buzi do pokoju.
I tu niemałe zaskoczenie, dzwonił mój instruktor.
Nie byłam za bardzo świadoma co się dzieje, więc prawdopodobnie wytarłam uwaloną rękę w koszulkę.
I co się okazało jak już odebrałam?
Wypadła jedna osoba i instruktor jest wolny od 10 do 12.
Moja mama już wychodziła, ale usłyszała, że z kimś rozmawiam, więc to sprawdziła.
No i po spojrzeniu na zegarek (9:05) dała mi chwilkę na ubranie się i umycie zębów.
I tak oto w cztery minuty byłam już w samochodzie razem z mamą.
Ahh, jeszcze zaraz po telefonie biegałam po domu i piszczałam ze szczęścia.
Całą drogę byłam podekscytowana i miałam w głwie kilka pytań.
Popełniłam najgorszy błąd: nie spytałam jakim samochodem jeździ.
I po dotarciu na miejsce miałam jeszcze 25 minut (nie wiem dlaczego tak szybko szłam), chodziłam w różne strony, żeby czas jakoś upłynął.
O godzinie 9:54 stanęłam już pod budynkiem szkoły jazdy. I tak stałam i stałam.
Dokładnie przede mną (na parkingu wzdłuż budynku) zatrzymała się czerwona eLka.
W głowie miałam totalne zamieszanie, bo nie wiedziałam, czy to mój samochodzik.
Na szczęście moje wątpliwości szybko zostały rozwiane, kiedy to jakaś dziewczyna do niego wsiadła. Więc ok, czekam dalej.
Podjechały dwie kolejne eLki i dalej pojechały.
A ja tak sobie stałam do 10:04.
Już chciałam przysiąść na małym murku, ale nagle usłyszałam swoje imię.
Okazało się, że to mój instruktor.
Wskazał mi samochód, do którego miałam wsiąść na miejsce pasażera.
No i tu mała ciekawostka: ja nie jeżdżę z przodu. Kiedyś jak jechałam z mamą z przodu, to po prostu zrobiło mi się niedobrze.
No i siedziałam w autku do 10:07, wtedy pojawił się pan K., który wyszedł z budynku.
Początek szkolenia to była teoria w praktyce, czyli nauka o pedałach, światłach, przełącznikach, kierownicy, fotelu, kontrolkach, itd.
Słuchałam bardzo uważnie i obserwowałam co się dzieje.
Po około 40 minutach nauki zostałam zawieziona na jakiś pusty parking przed blokiem. W okolicy puste uliczki, większość jednokierunkowe.
Na tym parkingu przesiadłam się na miejace kierowcy i poustawiałam wszystko jak w pierwszym zadaniu egzaminacyjnym.
Przeszłam także test ze znajomości skrzyni biegów
No i po chwili ruszyłam. Lecz zaraz silnik zgasł.
Ahh, te sprzęgło.
Skręciłam na parkingu w stronę wyjazdu i wjechałam na główną ulicę.
Tam moim zadaniem było jechanie i zatrzymywanie się.
Stopniowo jakoś się to udawało.
Skręcałam w jakieś uliczki w strefie zamieszkania i jeździłam.
W końcu nadszedł czas na wjechanie na główniejszą drogę i pytanie: czy dam radę dojechać pod szkołę.
Postanowiłam, że się uda.
Jakie miałam szczęście, że na rondo mogłam wjechać od razu, potem na skrzyżowaniu miałam pierwszeństwo. Uff.
Podczas mojej pierwszej jazdy były dwie interwencje instruktora, kiedy przejął kierownicę i samochód zgasł mi max. 6 razy.
Ale w zasadzie te interwencje były konieczne, bo ja jestem zielona w parkowaniu i dziwnym manewrze, jakby zawracaniu.
Jak dojechaliśmy na miejsce, byłam lekko zszokowana (głównie faktem, że oboje żyjemy).
Potem jak wracałam autobusem, to obserwowałam kierowcę, który troszkę wariował na drodze.
Ale to co najważniejsze chciałam Wam przekazać, a szczególnie przyszłym kierującym eLkami: zapytajcie chociaż o rejestrację.
A jak wiecie jak wygląda osoba, która będzie Was szkolić to jeszcze lepiej.
Dlaczego? Bo dowiedziałam się, że moja eLka była w naprawie i pan K. jeździł zapasową.
Myślę, że moja kolejna jazda będzie już bardziej odważna, albo chociaż z mniejszą ilością myśli w głowie.
Doświadczeni kierowcy: może macie jakieś rady dla zielonych?
Ważne pytanie: czy te 30 godzin wystarcza?
Wytrwalcom gratuluję, że dotarli aż tutaj.
To by było na tyle.
Życzę miłego dnia.
Pozdrawiam
Nicki

2 komentarze:

  1. Chciałam iść na prawo jazdy od czerwca, niestety jechałam do Tczewa więc nie poszłam, powiedziałam sobie że jak wrócę, wróciłam i zajmowałam się wieczorem panieńskim, potem że od sierpnia ale się okazało że jadę w góry. :D Jednym słowem nie mam pojęcia kiedy pójdę XD

    https://rudyszalik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu uda Ci się znaleźć czas :)
      U mnie to wyszło bardzo spontanicznie i w ciągu dwóch dni zapisałam się, zrobiłam badania i profil kierowcy, więc spokojnie, da się to szybko załatwić

      Usuń