Etykiety

2017-12-05

Marzenia się spełnia

Hej Kochani,
Witam Was w kolejnym poście.
Długo czekałam, żeby napisać ten post. Coś koło roku, bo dokładnej daty nie znam.
Zacznę od tego, że moje motto życiowe brzmi: W życiu trzeba spróbować wszystkiego.
Ostatnio dołożyłam do tego także: Marzenia się spełnia.
Chodzi głównie o to, żeby nie siedzieć bezczynnie, tylko robić to, co się chce. I niczego nie żałować.
I ja tak właśnie zrobiłam. Już kolejny raz.
Jednak pomalowanie włosów w lipcu 2016 nie było bardzo hardcorowe.
Wiecie co planowałam od roku?
Zrobienie tatuażu.
Najpierw wymyślałam w jakich to miejscach mógłby się znaleźć, a potem wzór.
Mój zapał osłabł w połowie roku, jednak po przylocie na Majorkę się nasilił.
95% spotkanych osób miało tatuaże.
Od tamtej pory chciałam mieć tatuaż, ale się bałam. Aż do października.
Wtedy znalazłam wzór, który mną zawładnął. I miejsce przy okazji też już było wiadome.
Czyli zostało już "tylko" pójść i umówić się w studiu tatuażu.
Z tym było gorzej.
Zajęcia na uczelni od rana do wieczora, a w przerwach obiad. Czyli czasu nie ma.
Ale oprócz czasu trzeba znaleźć te studio.
Idąc w połowie października do kościoła rzucił mi się w oczy pewien napis, który jak się okazało, był "nazwą" studia tatuażu.
Sprawdziłam w Internecie, poczytałam opinie i postanowiłam, że tam pójdę.
No i poszłam któregoś razu, ale nawet nie weszłam. Strach wygrał.
Jednak postanowiłam zrobić drugie podejście, lecz w innym studiu, ponieważ z tamtego wyszło dwóch tatuażystów, i nie chciałam żeby mnie później skojarzyli.
Znalazłam w Internecie kolejne, które znajdowało się kilka ulic dalej. Tak myślałam.
Wszystko się rozwiązało, gdy w połowie listopada wysiadłam z metra i przede mną stał baner tego studia.
Gdybym go nie zauważyła, poszłabym w drugą stronę w poszukiwaniu tego studia, a tak miałam już ułatwioną pracę.
Poszłam tam 28 listopada (pewne info z messengera). I nie weszłam.
Po prostu załamka.
Jednak pomyślałam: do trzech razy sztuka.
Wróciłam do akademika i myślałam nad tym.
W środę na wykładach cały dzień o tym myślałam.
Tak się złożyło, że w czwartek zaspałam i zrobiłam sobie dzień wolny.
I to była właśnie moja szansa.
Ogarnęłam się, zjadłam śniadanie i wybrałam się na wycieczkę w stronę metra.
Na moje szczęście przy wejściu akurat odśnieżał jakiś pan, co szybko dotarło do mojej głowy i weszłam.
Akurat jakaś pani miała robiony tatuaż, a ja sierota nie wiedziałam co zrobić.
Tatuażysta zarządził przerwę i zajął się mną.
Pokazałam mu wzór i wybrane miejsce.
Zostało pytanie o cenę i datę.
Bardzo chciałam mieć tatuaż jeszcze w tym roku.
Przypominam: poszłam w czwartek (30.11)
Jaką datę mi zaproponował? Najszybciej piątek (1.12) lub poniedziałek (4.12).
Mało co nie zaczęłam skakać z radości.
I tak oto po namyśle umówiłam się na poniedziałek na godzinę 14.
Do końca dnia i tygodnia chodziłam podekscytowana.
W poniedziałek od 12 do 14 miałam ćwiczenia z informatyki (w zasadzie od 12:15 do 13:45).
Jeszcze nigdy tak szybko nie wyszłam z uczelni. Naprawdę.
Udałam się prosto do studia i weszłam o 13:57.
Na początku się przestraszyłam, bo siedział tam jakiś pan. Myślałam, że pomyliłam godzinę/dzień/czy coś.
Po jego dwóch pytaniach okazało się, że będzie tu pracować. Ulga.
Zaraz przyszedł mój tatuażysta (Emilio) i poszłam z nim omówić sprawę wzoru.
Głównie chodziło mi o sam napis, czcionkę można było zmienić, co też uczyniliśmy.
Odczekałam kilka minut na przygotowanie "prototypu".
W międzyczasie miałam mierzoną rękę kilka razy, w różnych stronach.
Na kartce Emilio przyniósł mój wzór i przymierzał mi go do ręki.
Następnie popsikał mi rękę jakimś płynem i dostałam polecenie, żeby tego nie dotykać przez kilka minut.
W tym czasie przygotowywał, jak się później okazało, kalkę.
Potem znowu popsikał mi rękę, posmarował czymś i przyłożył kartkę, która się przykleiła i po oderwaniu został fioletowy wzór.
I znowu musiałam odczekać 10 minut.
Podczas tej przerwy zostało przygotowane stanowisko pracy. Wszystko obwinięte folią spożywczą.
Emilio poprosił mnie do stanowiska, i po wzięciu głębokiego oddechu, usiadłam.
W międzyczasie zostałam uspokajana przez drugiego tatuażystę.
Emilio naciągnął mi skórę i zaczął swoją pracę.
Zaczął wykonywać napis od końca.
Na początku poczułam lekkie ukłucia.
Ciągle miałam wrażenie, że krew zaraz wystrzeli.
Myślałam, że te widoczne niebieskie żyły są tuż pod skórą.
Na szczęście nic złego się nie wydarzyło.
Przy literce "b" ruchy igły były długie, przez co dodatkowo odczuwałam większy ból.
Jednak w połowie bym nie przerwała.
Bezwiednie zaciskałam prawą rękę i mam nadzieję, że lewej nie, bo mogłam uszkodzić Emilio :)
Dopiero po 75% wykonanej pracy rozgryzłam jak działa ta maszynka.
Po skończonym dziaraniu ręka znowu została posmarowana.
Następnie zobaczyłam w lustrze swój tatuaż i radość była jeszcze większa.
Po skończeniu pracy zostałam dokładnie poinstruowana w zakresie pielęgnacji tatuażu.
Jestem przekonana, że to nie jest mój ostatni tatuaż w tym studiu.
Pomimo, iż boję się ruszać ręką i mnie trochę boli, to jestem mega zadowolona.
Nadal nie mogę w to uwierzyć w 100%.
A teraz krótkie wyjaśnienie tatuażu:
Napis: Diabetic
Tatuaż i cukrzyca będą ze mną na zawsze.
Studio tatuażu: Immortal Art Tattoo Studio
Na Facebooku: @ImmortalArtTattooStudio
Tatuażysta: Emilio Moreno
Zapraszam do obejrzenia zdjęć.
Dziękuję wszystkim, a szczególnie tym, którzy wytrwali do końca.
Życzę miłego dnia.
Pozdrawiam
Nicki



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz